Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mistrz zduński z Głogowa. Spod jego ręki wychodzą cuda!

Redakcja
Wydawać by się mogło, że zdun to zawód wymierający. Faktycznie, jest ich niewielu. Ale na brak pracy nie narzekają. Piece wracają bowiem do łask, także te kaflowe, które wielu ludziom kojarzą się z reliktami przeszłości. Nic bardziej mylnego!

Na głogowskim osiedlu Paulinów, przy ul. Grodzieńskiej znajduje się zakład, którego nazwa może niewiele mówić młodemu pokoleniu. Bo o ile młodzież zapewne jeszcze wie, kim jest szewc czy zegarmistrz, to już ich próby odpowiedzi na pytanie „czym zajmuje się zdun?” mogą być ciekawe.

I choć wydawać by się mogło, że odnalezienie teraz przedstawiciela tego zawodu jest trudne, to jednak mamy w Głogowie mistrza zduńskiego, spod którego ręki wyszły już setki pieców.

Stefan Bubniak pierwsze kroki w tym zawodzie stawiał ponad 20 lat temu za zachodnią granicą.

- Na początku lat 90-tych wyjechałem do pracy w Niemczech. Trafiłem właśnie do firmy do zduna, gdzie zacząłem się tego uczyć. Po roku czasu robiłem już wszystko sam. Po 11 latach za namową mojego majstra zacząłem pracować sam, a po sześciu latach samodzielnej pracy wróciłem do kraju, żeby zobaczyć jak pójdzie mi tutaj - opowiada głogowianin. - Właśnie tam, za granicą, są specjalne szkoły, w których uczą tego zawodu. W Polsce tego niestety nie ma - dodaje.

W Polsce okazało się, że w tym zawodzie panuje dość spora nisza. Było kilku zdunów z dziada-pradziada, ale większość osób próbujących pracować przy piecach, to byli kominkarze, próbujący się uczyć. Tymczasem pan Stefan po kilku latach pracy w Niemczech miał już fach w ręku. No i tak to się zaczęło w Polsce. Choć może się wydawać, że to zawód zapomniany, to jednak głogowianin na brak zajęcia nie narzeka.

- Czasem muszę nawet odsyłać klientów. Staram się im wtedy polecić kogoś z kolegów po fachu. Jeden majster pracuje w Szprotawie, jest też ktoś w okolicach Sławy. Staram się polecać odpowiednie osoby, bo piec musi być zrobiony dobrze. Przy jego budowie nie można sobie pozwolić na błędy, bo to może zagrozić życiu klientów. Jeśli coś jest źle zrobione, do mieszkania może ulatniać się czad. Wezwano mnie kiedyś w Głogowie do takiego pieca. Pani opowiadała, że robiło go dwóch pijanych budowlańców. No i prawie zaczadziło jej wnuka. Tu nie ma żartów, to jest odpowiedzialna praca - dodaje pan Stefan.

Jednocześnie jednak, zdun musi mieć w sobie też coś z artysty. Każdy tworzony przez niego piec jest inny.

- Mogą być podobne, ale nigdy nie takie same. Zawsze przy ich projektowaniu kieruje się nie tylko własną wizją, ale też preferencjami klienta. A te są różne. Jedni lubią tradycyjne piece kaflowe, wyglądające jak te sprzed lat, inni preferują nowoczesne hybrydy pieca i kominka. Dla każdego coś się znajdzie - podkreśla mistrz zduński.

Pan Stefan wykonuje m.in.: kominki, pieco - kominki, piece kaflowe, piece chlebowe czy chociażby kuchnie kaflowe. Te ostatnie wracają powoli do łask i coraz więcej osób zamiast kuchenki elektrycznej woli właśnie kuchnię kaflową. Tym bardziej, że dobrze zrobiona może nie tylko posłużyć do gotowania i grzania wody (co przy rozgrzanej płycie jest nawet szybsze niż na płycie elektrycznej), ale również ogrzewać mieszkanie.

- Wszystko robione jest pod klienta, a kafle z wzorami są ręcznie malowane. Robiłem kiedyś taki piec dla pewnej pani w Niemczech. Miała ona trzy koty i chciała, aby to właśnie one znalazły się na kaflach. Gdy już je dostaliśmy, pani stwierdziła, że jeden z nich ma inny kolor oczu. No i szybko dostaliśmy z fabryki specjalną farbą, dzięki której można było poprawić obrazek - wspomina ze śmiechem głogowianin.

Pan Stefan nie jest w stanie zliczyć ile pieców zbudował przez te wszystkie lata pracy. Rocznie stawia ich kilkadziesiąt. Pracuje zarówno w okolicach Głogowa, jak i Polkowic, Lubina czy Legnicy. Wciąż jeździ też do Niemiec.

A gdy ktoś chce zostać zdunem?

Jak już wspominaliśmy, w Polsce nie ma szkoły, która uczy tego zawodu. Osoba chcąca nauczyć się budowy pieca musi więc przyjąć się na naukę do któregoś cechowych mistrzów. Pan Stefan miał już jednego ucznia, jednak nie pracował on przy piecach zbyt długo. Zatrudnił się później w KGHM.

- Należę jednak do tych ludzi, którzy lubią pracować sami. Robię własnym tempem, wiem, że nie muszę po nikim poprawiać. Ale muszę z zadowoleniem przyznać, że jestem jednym ze szczęśliwców, którzy robią w pracy to co lubią - przyznaje głogowianin.

Budowa jednego pieca trwa od tygodnia do dwóch. Wszystko zależy od jego stopnia skomplikowania i wielkości. Czasem zdun stawia zwykły, mały piec, a czasem kuchnię, z ogrzewanymi zapieckami, piecem chlebowym i wieloma ozdobami (wśród nich w karierze pana Stefana trafił się nawet płynący z boku pieca... miniaturowy wodospad).

Jak dodaje, przy okazji swojej pracy może poznać wielu ciekawych ludzi. Piece i kominki stawiał w mieszkaniach, domach, ale też willach należących do znanych przedsiębiorców.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na glogow.naszemiasto.pl Nasze Miasto