Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Naucz mnie, jak przestać kochać. Bydlaka, alkoholika... męża

Małgorzata Moczulska
- Aniu teraz ty - głos terapeuty sprawia, że wraca na ziemię. Czuje jak drżą jej ręce. Dlaczego ja wciąż za nim tęsknie? Przecież pił, upokarzał mnie i bił. Powinnam być szczęśliwa, że w końcu się z nim rozwiodłam, a mimo to brakuje mi go, brakuje mi chwil, kiedy było nam razem dobrze - myśli i łzy napływają jej do oczu. To ją otrzeźwia. Podnosi głowę i rozgląda się wokół.

Duża sala, na krzesłach stawionych w półokręgu siedzą kobiety. Pamięta, jak wstydziła się tu przyjść po raz pierwszy.
- Ja na terapię do Poradni Odwykowej? - dziwiła się, kiedy przyjaciółka z zawodu psycholog, powiedziała jej, że jest współuzależniona, że potrzebuje pomocy.
- Ja? Przecież nigdy nie piłam - broniła się, ale podświadomie czuła, że musi to zrobić, że sama sobie nie poradzi. Przychodzi tu od blisko roku. Jest silniejsza i już tak bardzo siebie nie nienawidzi. Przekonała się, że to co czuje jest chorobą, a nie miłością i że nie jest w tej chorobie sama. Takich jak ona są tysiące...
- Aniu? Przeczytasz co przygotowałaś? - głos terapeuty znów sprowadza ją na ziemię.
- Tak, oczywiście – odpowiada cicho.
W rękach trzyma dwie kartki. Spisała na nich doświadczenia z ich wspólnego życia. To zadanie domowe od terapeuty. Na jednej wypisała dobre rzeczy, na drugiej te złe. Tych dobrych jest kilka, złych dwie strony. Zaczyna cicho czytać. Zatrzymuje się przy punkcie, kiedy powiedział, że jej nie kocha i chce odejść.
– Poświęciłam dla niego życie, a on mnie zostawił – mówi po chwili. Czuje, że wszyscy na nią patrzą. Ucieka wzrokiem, jakby wstydząc się tego, że nie potrafi zapanować nad emocjami. Płacze. Boli ją brzuch, kiedy przypomina sobie, że kiedy on pakował swoje rzeczy błagała go na kolanach żeby został. A on patrzył tylko na nią zimno. Nic nie mówił. Wyszedł odpychając ją, a na do wiedzenie rzucił, że jest żałosna.
Bierze dwa, głębokie oddechy i zaczyna czytać dalej: awantura po świątecznej kolacji, podczas której zniszczył choinkę i zrzucił ze stolika telewizor, dzień kiedy wrócili od rodziców, a on miał pretensje, że poskarżyła się mamie i podbił ją tak, że przez tydzień leżała obolała w łóżku. Łamie jej się głos. Zgniata papier w dłoniach i kuli się w sobie, by nikt nie słyszał jej łkania. - Ja naprawdę byłam żałosna – myśli.
Nagle podnosi głowę i wyciąga drugą kartkę. Głośno i wyraźnie czyta te kilka dobrych rzeczy, które wpisała jako bilans ich wspólnego życia. Zaczyna opowiadać o pięknych początkach.
– Kiedy go poznałam byłam na pierwszym roku studiów. Był rok starszy, zabierał mnie do teatru, kina. Czułam się jak księżniczka. Nie zauważyłam tego, że każde wyjście do pubu kończy się kilkoma piwami i że te wyjścia zdarzają się coraz częściej. Po siedmiu miesiącach znajomości byliśmy małżeństwem. Byłam tak szczęśliwa, że rzuciłam studia. Marek miał dobrą pracę, mogłam zacząć myśleć o dziecku i prowadzeniu domu. On bardzo tego chciał.
Pierwszy raz uderzył ją pół roku po ślubie. Wrócił do domu pijany. Rozpłakała się, zaczęła mieć pretensje, że za dużo pije. Prosiła go, by zastanowił się nad tym. Bolało. Rano zostawił na stole kartkę, że kocha i przeprasza. Przyniósł kwiaty. Przebaczyła. Kiedy urodziło się Ida, awantury stały się codziennością.
– Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Pił coraz więcej, bił mnie, potem przepraszał, obiecywał poprawę i znów wszystko od początku – Annie znów zaczynają drżeć ręce. – Kiedy Ida miała trzy lata zdecydował się na pierwsze leczenie. Dziś myślę, że nie dla mnie. Bał się, że mogą go zwolnić z pracy. Poszedł na spotkanie AA. Wytrzymał miesiąc. Potem była jedna wszywka, druga. Półtora roku temu znalazłyśmy go z córką na klatce schodowej. Leżał zalany w sztok. Sąsiedzi pomogli mi go wnieść do mieszkania. Boże, jak mi było wstyd. Jemu zresztą też. Zaczął się leczyć. Nie pił pół roku. Całe moje życie kręciło się wtedy wokół niego.
Anna zerwała wszelkie znajomości, nigdzie nie wychodziła, by Marek nie miał okazji się napić. Robiła wszystko, żeby go nie zdenerwować, nie sprowokować awantury, bo ta mogła się skończyć wizytą w barze. Wydawało się, że najgorsze mają za sobą.
- Ale wtedy okazało się, że on kogoś ma, że chce odejść. Zamiast wyrzucić go za drzwi, próbowałam o niego walczyć, mówiłam sobie, że to dla córki, ale tak naprawdę, dziś wiem, bałam się, że zostanę sama. Byłam słaba, wydawało mi się, że nie poradzę sobie bez niego. Potem okazało się, że w tym samym czasie, kiedy ja próbowałam ratować nasze małżeństwo, on skupiał się na szukaniu mieszkania do wynajęcia i rozmawiał z prawnikiem o rozwodzie.
Dzień, kiedy się wyprowadził wspomina jak jakiś koszmar. Dziś cieszy się tylko z tego, że Idę wzięli wtedy na weekend dziadkowie i nie widziała jaka była żałosna, jak nisko upadła. Płakała, dzwoniła do niego błagając, by przyszedł, szantażowała, że ze sobą skończy, a wieczorem połknęła całe opakowanie środków uspokajających.
Nazajutrz, obudził ją głos Idy, która niczego nie rozumiejąc żartowała że jest zwykłym śpiochem. Uśmiechnęła się przepraszająco i wtedy poczuła na sobie przerażony wzrok mamy, która trzymała w rękach puste opakowania po tabletkach.
- Mama wtedy mnie uratowała. Najpierw pozwoliła bym czuła się jak bezbronne dziecko, przytulała, pocieszała, a potem mobilizowała, bym stanęła na nogi, jak mantrę przypominając mi, że mam dziecko i że ono jest ważniejsze od Marka. Zresztą on zachowywał się wtedy jakbym była powietrzem. Kiedy przychodził po Idę ograniczał się do krótkiego cześć, co słychać. A jeśli rozmawialiśmy, to tylko o rozwodzie i córce.
Mijały tygodnie, a ona powoli dochodziła do siebie. Niby funkcjonowała jak dawnej: chodziła do pracy, gotowała obiad, zajmowała się Idą, ale nie potrafiła pozbyć się tego okropnego uczucia, że jest zerem, że mąż ją zostawił dla innej, że nie interesuje go jak sobie radzi. Po kolejnej przegadanej na ten temat nocy, przyjaciółka namówiła ją na terapię.
- Aniu, a rozwód? Na której kartce wypisałabyś to doświadczenie? – terapeuta zaskoczył ją tym pytaniem.
- Jeszcze pół roku temu na pewno na tej ze złymi wspomnieniami, ale dziś, mimo, że jeszcze za nim tęsknie, że czasem dopada mnie to okropne uczucie, że to ja nie byłam na tyle dobra i atrakcyjna, że mnie zostawił, chyba na tej z dobrymi. Od czasu rozwodu dużo się w moim życiu zmieniło. Zaczęła w końcu robić coś dla siebie, tylko dla siebie. Gdybym nadal była z nim nie wróciłabym na studia, nie chodziła na jogę. Ba, pewnie nawet nie miałbym czasu, by pójść z Idą do ZOO, czy ze znajomymi do kina – mówi.
Kobiety wokół zaczynają jej bić brawo. Klepią ją po ramieniu. Mówią, że jest dzielna.
Czuje się lekka, kobieca i ładna. Nie pamięta kiedy było jej tak dobrze. Kiedy wychodzi z terapii idzie na kawę do swojej ulubionej knajpki. Od progu wita ją Louis Armstrong śpiewający swój największy przebój „What a wonderful world”. Siada przy oknie. Uśmiecha się do siebie i cicho śpiewa z Armstrongiem o tym jak wspaniały jest świat...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto