Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ryzykowali życie, by ratować zasypanych

Kinga Markowska
Kinga Markowska
Ryzykując własne życie, sztygar Krzysztof Niewolski i ślusarz Adam Stefaniak po zawale skał w kopalni Rydułtowy-Anna 1200 metrów pod ziemią, nie czekając na ratowników doprowadzili sprężone powietrze do trzech uwięzionych w wyrobisku kolegów. Dzięki temu uratowali im życie. Wyższy Urząd Górniczy przyznał im wyróżnienie "Dzielny Górnik".

Ryzykując własne życie, sztygar Krzysztof Niewolski i ślusarz Adam Stefaniak po zawale skał w kopalni Rydułtowy-Anna 1.200 metrów pod ziemią, nie czekając na ratowników, doprowadzili sprężone powietrze do trzech uwięzionych w wyrobisku kolegów. Dzięki temu uratowali im życie. Wyższy Urząd Górniczy przyznał im wyróżnienia "Dzielny Górnik".
Wstrząs pod ziemią w kopalni Rydułtowy-Anna nastąpił 21 października tego roku, półtorej godziny przed północą. W zagrożonym rejonie było 18 górników. Gdy tony skał zaczęły spadać im na głowę, większości udało się wydostać o własnych siłach, ale odciętych od świata zostało trzech górników, którzy ukryli się w podziemnej szczelinie. Czwarty górnik, niestety, został przysypany skałami i nie miał szans na przeżycie.

Gdyby nie przytomność umysłu i odwaga sztygara Krzysztofa Niewolskiego i ślusarza Adama Stefaniaka, koledzy uwięzieni po zawale udusiliby się.
- Tego dnia drążyliśmy chodnik i pochylnię - wyjaśnia sztygar Krzysztof Niewolski, który feralnego dnia prowadził zmianę. - Kiedy doszło do wstrząsu, czterech górników pracowało na przodzie pochylni - bez szans na ucieczkę. W tym miejscu chodnik miał szerokość 5 m, po zawale został ściśnięty do wymiarów ledwo mieszczących leżącego człowieka - tłumaczy obrazowo.
Po zawale w kopalni zerwana została łączność. Z powodu pyłu widoczność spadła do 30 cm. W takiej sytuacji górnik ma do dyspozycji tylko swoją lampę. - Nagle zrobiło się bardzo cicho. To było jak po wypadku samochodowym. Tuż po zawale chciałem jak najszybciej dotrzeć na pochylnię - opisuje sztygar. - Po drodze dowiedziałem się, że cztery oso-by nie wycofały się - dodaje.
Zasypani górnicy byli odcięci od reszty. Chodnik został zasypany na długości 100 m, a przewietrzanie nie działało. Sztygar bał się, że koledzy się uduszą, bo po zawale poziom metanu w krytycznym momencie podniósł się niebezpiecznie, wypychając powietrze. - Razem ze sztygarem ubraliśmy maski tlenowe i poszliśmy w stronę zasypanej pochylni. Zaczęliśmy nawoływać. Dało się słyszeć tylko jakiś bełkot. Zasypanym kończyło się już powietrze - relacjonuje Adam Stefaniak. Była tylko jedna możliwość, by uwięzionym dostarczyć powietrze. Na każdej ścianie, przy której pracują górnicy, znajduje się rurociąg przeciwpożarowy. Zawsze podczas pracy wąż zrasza ścianę, by ją ochłodzić i zmniejszyć ilość pyłu.

- W korytarzu, który nie zos-tał przysypany, znajdował się po-dnośnik pneumatyczny - opisuje Stefaniak. - Maszyna działa nasprężone powietrze. Odcięliśmy dopływ wody z rurociągu i podłączyliśmy powietrze ze sprężarki, aby z drugiej strony dotarło do odciętych kolegów - mówi.

W tym samym czasie w ich stronę szli już ratownicy.
- Panowie wykazali się niezwykłą wyobraźnią. Dostarczenie powietrza to była najlepsza z możliwych decyzji - wyjaśnił Marek Wolski, który brał udział w akcji ratowniczej.
- Żeby dostać się do poszkodowanych, własnymi rękami oczyszczaliśmy korytarz. Mieliśmy 5-litrowe wiaderko, które napełnialiśmy gruzem i podawaliśmy jeden drugiemu - opisuje ratownik. Po akcji trwającej całą noc udało się dotrzeć do kolegów. Byli cali i zdrowi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wodzislawslaski.naszemiasto.pl Nasze Miasto