Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

To oni czuwają, byśmy bezpiecznie bawili się nad wodą. Poznajcie pana Roberta oraz Granda

Redakcja
Robert Wagner to komandor Ratownictwa Wodnego w Sławie. Wraz z nowofunlandem Grandem czuwają oni nad bezpieczeństwem odpoczywających nad wodą

Ten widok zwraca uwagę - sympatyczny ratownik oraz jego pies - czteroletni Grand dają nie tylko poczucie bezpieczeństwa nad wodą. Ogromny psiak sam w sobie jest również atrakcją. Uwielbiają go zwłaszcza dzieci. Ale niech jego miśkowaty wygląd nie zwiedzie. Grand to świetny pływak, który bez problemu jest w stanie nawet holować łódź, tonącą osobę czy również ratownika trzymającego drugiego człowieka.

Przygoda pana Roberta (63 l.) z ratownictwem zaczęła się w 1972 roku, kiedy miał 13 lat. Choć do wody ciągnęło go jeszcze wcześniej. To właśnie w tym roku jednak został ratownikiem z uprawnieniami. Swoją służbę traktuje jako pasję. Podobnie jak inni ratownicy wodni, na otwartych akwenach, nie otrzymuje pieniędzy. Czasem może co najwyżej liczyć na zwrot pieniędzy za paliwo, albo zużyty sprzęt. Na co dzień pan Robert prowadzi firmę budowlaną. Jak to się stało, że został przewodnikiem psa ratowniczego?

- Od dawna o tym myślałem, ale dopiero cztery lata temu wreszcie zrealizowałem te plany. Grant stał się członkiem mojej rodziny. Czasem mówię na niego żartobliwie synek - śmieje się ratownik. - Jest z nim sporo pracy, bo trzeba cały czas ćwiczyć. Ale nie żałuję tej decyzji.

Przed ratownikami okres wzmożonej pracy, czyli wakacje. W Ratownictwie Wodnym Sława działa 16 osób patrolujących wodne akweny w całym regionie.

- Przez lata pracy trafiały się dramatyczne akcje. Pamiętam między innymi przewrócony jacht na jeziorze Sławskim, w którego środku znajdowało się dziecko. Na szczęście, jestem jednym z tych szczęśliwców, którzy nie muszą wspominać akcji nieudanych, w których ktoś zginął. Ale to właśnie akcje z dziećmi najbardziej zapadają w pamięć - mówi pan Robert.

Jaka była najtrudniejsza misja ratunkowa, w której brał udział nasz rozmówca? Jak samo wspomina, miała ona miejsce w latach 80. na Mazurach.

- To było w nocy. Pięć osób wracało łodzią z dyskoteki. Pogoda była fatalna, woda wzburzona. Ich łódź się przewróciła. Przez pewien czas trzymali się jej, ale później łódź zaczęła tonąć. Dotarcie do nich zajęło blisko pół godziny, przez wysokie fale. Akcja trwała ponad godzinę i była bardzo wyczerpująca - wspomina.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na glogow.naszemiasto.pl Nasze Miasto