Zbigniew Czuba. Rysował dla studia Hanna Barbera
Pan Zbigniew talent graficzny pokazywał od małego. W wojsku, gdzie trafił do jednostek rakietowych, malował właśnie rakiety. W cywilu zaczął pracę jako lakiernik samochodowy. Gdy w jednym z wydań „Słowa Polskiego” przeczytał informację o tym, że Wytwórnia Filmów Fabularnych we Wrocławiu poszukuje animatorów do nowo powstałego działu, postanowił spróbować swoich sił.
- Dostawaliśmy zadania próbne, na przykład narysować spadającą kartkę. Później było coraz trudniej. Ci, którzy się sprawdzili, zostali skierowani na szkolenie do Bielska Białej. Tam spędziłem w sumie kilka lat.
W latach 80. ubiegłego wieku w Polsce pojawiła się filia słynnego, amerykańskiego studia Hanna Barbera. Poszukiwało ono animatorów do swoich produkcji. Wśród nich znalazł się również Zbigniew Czuba. - Spotkaliśmy się osobiście z panem Williamem Hanna, który opowiedział nam, czego oczekuje. Chciał, żeby ich animacje zaczęły przypominać właśnie te nasze, polskie. Amerykańskie kreskówki były wtedy mniej dynamiczne. To miało się zmienić - wspomina animator.
Jak sam mówi, po latach ciężko mu przypomnieć sobie przy ilu kreskówkach pracował. Było tego bowiem bardzo wiele, a w tamtych czasach, nie przykładał do tego, aż tak dużej wagi. Nie spodziewał się, że te animacje staną się dla wielu pokoleń kultowe.
- Na pewno pracowałem przy „Dzieciach Flinstonów” i kilku odcinkach Jetsonów. Były też inne produkcje Hanny Barbery. Rysowałem też coś przy Smerfach. Dziś to jest ciężko już sobie przypomnieć. Z polskich kreskówek, robiłem animacje przy ostatnich częściach Bolka i Lolka - dodaje.
Jak sam przyznaje, praca nad filmem animowanym to praca wymagająca ogromnej cierpliwości. Kilkusekundowe ujęcie wymaga narysowania wielu kartek animacji. Później wszystko przenoszone było na tak zwane celuloidy, które nakładało się na odpowiednie tła i filmowało.
- Nad krótkim odcinkiem bajki pracował przez miesiąc sztab ludzi. To była manufaktura. My robiliśmy animacje, kto inny pokrywał je farbami i tak dalej. Teraz to wszystko robi się komputerowo - dodaje.
Przygoda z filmem animowanym skończyła się dna pana Zbigniewa pod koniec lat 80. Zleceń od amerykańskich partnerów było coraz mniej, utrzymanie się we Wrocławiu stawało się zbyt kosztowne. Wrócił on więc w rodzinne strony. Przez pewien czas pracował w kopalni. Próbował swoich sił również za granicą. Ale grafika ciągle krążyła wokół niego. Tworzył obrazy, malował je również na zlecenie na ścianach. Tworzył projekty ulotek, szyldów itp.
W tym roku postanowił otworzyć własną działalność gospodarczą. Tak powstała firma Zbych-Art Usługi Plastyczno-Medialne. Na zlecenie tworzy m.in. obrazy na miedzianych blachach. Dla części gmin stworzył m.in. herby. - Po prostu lubię to robić. Ta grafika, animacje, to moje życie - przyznaje.
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?