Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lubię moje ego, choć nie od urodzenia… Wywiad z Grzegorzem Kaplą, autorem powieści kryminalnych. KONKURS

nnb
Żyje z pisania, odkąd odkrył konfucjańską zasadę, że jeśli wybierzesz zajęcie, które kochasz, nie będziesz musiał pracować ani jednego dnia. Imał się wielu prac. Czyścił zęzy na statkach, malował kominy, produkował papier, uchwalał budżet miasta na prawach powiatu, próbował napisać słownik polsko-papuaski, skakał do wodospadu, próbował nowych dróg w Tatrach, kochał, zdradzał i szukał eliksiru na złamane serce. Wydał kilka książek, w tym kryminały: Bezdech, Bezwład i Bezmiar. Opublikował setki reportaży w magazynach i gazetach. Pisze również książki podróżnicze.

Akcja twoich powieści na ogół dzieje się w kilku miejscach. One nie są drugoplanowe, odgrywają ważną rolę w przebiegu akcji. W jaki sposób wybierasz lokalizacje? Jaki jest klucz?
Akcja dzieje się w wielu miejscach, ponieważ świat przedstawiony daje się ulepić, rozwinąć i wybudować z liter. Z wyobraźni. To daje wielkie możliwości, ograniczone jedynie przez funkcje prawdopodobieństwa i umiejętności obserwacji. Wydałem kilka książek reporterskich i na tej materii kształtował się ten pisarski warsztat, a reportaż rządzi się własnymi prawami. Sposób obrazowania, budowania przestrzeni, wyławiania z niej elementów znaczących, współgrających z nastrojem akcji, czy samego bohatera przeniosłem do powieści z reportażu jeden do jednego. To nie jest wielkie odkrycie, skandynawscy pisarze również używają tych nieludzkich, wrogich sił przyrody – wiatru, mrozu, pustki, nagości drzew, skrzypienia martwych traw kiedy chcą zbudować nastrój.

Pierwszą część cyklu kryminalnego „Bezdech” ulokowałeś w Jaworze. Czym to miasto wyróżnia się pośród innych na Dolnym Śląsku?
W Jaworze, Strzegomiu, we wrocławskim supermarkecie meblowym i w kilku okolicznych lokalizacjach, które znam. To w sumie zasada: miejsca akcji odwiedziłem w większości wszystkie, w drugiej części zamachowcy biorą udział w próbie obalenia sułtana maleńkiego kraju na Borneo i płyną pośród płomieni pomiędzy domami na palach w Bandar Seri Begawan i to jest miejsce, które także znam z autopsji, choć byłem tam na długo po zamachu stanu. Jawor dźwiga na swoich barkach sporą cześć akcji, bo właśnie tutaj, na zamku ubecja miała swoją katownię, tutaj komuniści mordowali uciekinierów z centralnej Polski podejrzewanych o udział w zbrojnym podziemiu, tutaj wreszcie działała „banda Czarnego Janka”, a jej członkiem jest jeden z bohaterów tej książki – ten, który zaczyna karierę jako Akowiec, a kończy jako funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, bo uważa, że tylko tak będzie potrafił odnaleźć morderców swojej ukochanej.

A więc zawsze są to miejsca, które dobrze znasz. Ale skąd?
Był czas – bardzo dobrze go wspominam – kiedy w zasadzie rzuciłem wszystko, żeby podróżować. Nie miałem sponsorów, nikt mi nie ufundował biletu, ani nie zaprosił na żadną wyprawę, więc musiałem dookoła świata wyjechać tanio i znaleźć sposób, żeby zarobić choć garść dolarów na to, żeby przetrwać we własnym kraju. Byłem wcześniej reporterem terenowym dużej gazety, dziennikarzem tygodnika o profilu społeczno-politycznym, członkiem rady nadzorczej firmy z branży energetycznej, robotnikiem w stoczni i dokerem w porcie szczecińskim, malowałem konstrukcje na wysokościach, wspinałem się, biegałem długie dystanse, byłem więc gotowy. Pisałem reportaże ze świata, ukazywały się we wszystkich chyba kobiecych i podróżniczych magazynach. Zdobyłem, nie bez wysiłku, licencję przewodnika sudeckiego i w trakcie tego dwuletniego szkolenia poznałem Jawor i okolice. Napisałem książkę o kobietach z gór – „Sennik kaczawski” i w trakcie pracy nad tym zbiorem poznałem większość historii, jakie opowiedziałem w „Bezdechu”.

Czy wiele masz jeszcze takich historii w zanadrzu?
Tak. Dużo czytam, umiem słuchać ze zrozumieniem i mam dar aktywnego słuchania. To się bardzo przydaje w takiej robocie. Nie marnuję słów, które powierza mi ktoś, kto zechce mi opowiedzieć o swoim życiu. Nie wszystkie mogłem wykorzystać w reportażu, nie wszystkie znalazły wydawcę, ale noszę je w sobie i kiedy przychodzi pora, trafiają na karty powieści. Historia dziewczyn, które siedzą w celi na cegłach pośród własnych odchodów jest prawdziwa, choć nie jest, na całe szczęście, z Jawora.

Jak autor tworzy historię kryminalną? Ile w niej prawdy, ile fikcji?
Tak jak w życiu w czasach fejkniusów i postprawdy. Oglądając wiadomości w telewizji nie masz pewności ile w tym prawdy, a ile propagandy. Przeglądając internet pełen selfies przetworzonych przez przeróżne filtry nie wiesz, czy to prawdziwe twarze, czy udawane. Czytając opowieści na instastory nie wiesz, czy ci wszyscy ludzie sukcesu naprawdę są szczęśliwi i spełnieni, czy w samotności chorują na depresję i szukają ratunku, o który wstydzą się poprosić. Ile jest prawdy? Ile fikcji? Nie umiemy odgadnąć. Z moimi powieściami jest podobnie. Okoliczności zdarzeń są prawdziwe, historia mocno tkwi w naszej społeczno-politycznej teraźniejszości, lokalizacje są odtworzone dość szczegółowo, jeśli narrator twierdzi, że w gabinecie ministra wisi jakiś obraz, to naprawdę tam wisiał. Ale sama intryga, i ta miłosna, i ta polityczna, i ta o zbrodni – są oczywiście fikcyjne i będę tak twierdził zawsze – nawet jeśli ktoś mi powie, że jest inaczej, bo to przecież mogło się zdarzyć.

Czy nigdy nie kusiło cię, by stworzyć własne alter ego i obsadzić siebie w roli bohatera kryminału? A może już to zrobiłeś, tylko nie zostało to odczytane?
Nie, nie kusiło mnie, lubię moje własne ego, choć nie od urodzenia. Oczywiście w postaciach głównych bohaterów są ślady osobowości ludzi których kochałem, albo podziwiałem, albo nienawidziłem, ale nawet oni sami nie umieją tego rozpoznać, bo pewnie by mi powiedzieli, gdyby potrafili, prawda?

Jesteś podróżnikiem, zwiedziłeś wiele krajów, czy choć raz przyszło ci do głowy, by w jednym z nich zostać na dłużej? Ba, może nawet na stałe?
Wolę powiedzieć „odwiedziłem”, bo zwiedzanie kojarzy mi się ze zorganizowanym pobytem, a nigdy nie wyjeżdżam w taki sposób, choć ostatnio to się zmienia i Norwegia, czy Dubaj zaprosiły mnie do siebie, żebym napisał o tamtejszych atrakcjach. Zgodziłem się, bo to dobra przygoda, kiedy wyjeżdżasz gdzieś z ciekawymi ludźmi, to dziennikarskie wyprawy, czasami międzynarodowe, poznajesz ich w pięknych okolicznościach przyrody, nie mam wyrzutów sumienia, ani nie wylewam wtedy za kołnierz. Potrafię opowiedzieć o świecie naprawdę zawodowo. Chciałem zostać na stałe w de Janeiro, w Porlamar, w Santa Elena de Uerien, w Jeleniej Górze i może jeszcze gdzieś, ale to przecież było z miłości, więc nie miało szans.

Co jest ciekawsze – opisywanie własnych podróży, czy tworzenie historii kryminalnych?
Życie jest podróżą, pisanie jest nieprawdopodobną przygodą, w której samotność piszącego spotyka się z samotnością czytelnika, czyż nie na tym polega czytanie? Nie widzę tu potrzeby wyboru. Raczej brak czasu, żeby ze wszystkim zdążyć.

KONKURS!

Do wygrania 3 zestawy książek Grzegorza Kapli! Odpowiedz na pytanie czym Twoim zdaniem charakteryzuje się dobry kryminał?
Odpowiedzi można wysyłać do 19.02.2020 do 12:00 na [email protected]. O wygranej będziemy informować drogą emailową.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto