PKS Lubin - referendum trwa
Dziś na bazie lubińskiego PKS ruszyło referendum strajkowe. Pracownicy biorący udział w głosowaniu odpowiadać będą na jedno pytanie - "Czy jesteś za przeprowadzeniem akcji protestacyjnej?" Związki walczą o 20 proc. podwyżkę oraz wypłaty zaległego funduszu świadczeń socjalnych za 2013 i 2014 rok. Zdaniem zarządu PKS, firmy na to nie stać.
Referendum strajkowe rozpoczęło się z samego rana na dyspozytorni. - Referendum potrwa od 2 do 6 marca - powiedział nam Piotr Humecki, przewodniczący NSZZ Pracowników PKS, jednego z dwóch związków zawodowych działających w firmie przewozowej, które do miesięcy są w sporze zbiorowym z zarządem spółki.
Pierwsze trzy dni głosowanie odbywać się będzie w Lubinie. Dwa kolejne w placówkach zamiejscowych PKS - Chojnowie i Chocianowie.
- Mamy przygotowane stanowiska do głosowania, na dyspozytorni jest dużo miejsca więc nikomu to nie będzie przeszkadzać. Komisja będzie mogła spokojnie pracować - dodaje Humecki. - Wywiesiliśmy już regulamin referendum i wzór karty referendalnej.
W tygodniu poprzedzającym referendum odbyły się spotkania z poszczególnymi grupami pracowników. Przedstawiciele związków, które są w sporze z pracodawcą obawiają się, że prezes spółki przekazuje nieprawdziwe informacje o tym, że strajk może doprowadzić do likwidacji spółki. - Prezes ciągle straszy pracowników, że jeżeli zagłosują za przeprowadzeniem strajku to firma się rozpadanie - mówi Humecki. - Uważamy, że to nie są prawdziwe informacje. Dlaczego ta firma miałaby się rozpaść? Trzej główni udziałowcy, którzy mają 80 proc. udziałów w spółce mieliby świadomie doprowadzić do jej upadku - pyta Humecki?
Takiego optymizmu w sprawie strajku nie ma prezes lubińskiego PKS, Kazimierz Ziółkowski, który przyznaje, że samo głosowanie w referendum nie zagraża spółce, ale jeżeli autobusy nie wyjadą, to kary pieniężna nałożone przez kontrahentów PKS mogą poważnie zagrozić firmie. - W takim przypadku widmo likwidacji jest uzasadnione - powiedział nam Kazimierz Ziółkowski. - Poinformowałem o tym pracowników. Muszą oni mieć świadomość konsekwencji, jakie mogą wystąpić w razie strajku.
Realnym zagrożeniem zdaniem Ziółkowskiego będą kary nałożone przez miasto oraz odszkodowania dla ludzi, którzy nie zostaną na czas dowiezieni do pracy czy szkoły. - Nie raz się zdarzało, że oddawaliśmy pieniądze za kurs taksówką czy wypłacaliśmy dniówkę, kiedy autobus nie dojechał na czas - mówi Ziółkowski. - Prawo do odszkodowania w takiej sytuacji ma każdy.
Związkowcy przekonują jednak, że to tylko działania, które mają odwieźć pracowników od walki o to, co im się należy.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?